30 maja 2013

(10.) Tamta ja umarłam. Przez pomyłkę


               Zmrużone oczy przewiercają mnie na wylot. Nie chcę, mówić mu niczego, więc mogę mu powiedzieć wszystko to, co wiem. Bo nie wiem nic.
- To nie zbyt wiele – stwierdzam w końcu głośno i widzę jak chłopak przenosi wzrok na ręce, które splata i rozplata na przemian.  Cisza, która zapada zdaje się zabijać. – Nie tu.
                Siedzimy na szczycie wysokiego klifu. Jesteśmy daleko od miasta, w miejscu, gdzie nikt nigdy się nie pojawia. Ale cisza wciąż zabija. Mackin nie ma w zwyczaju zadawać pytań, a ja nigdy o sobie nie mówię, wiec siedzimy pogrążeni w milczeniu, które głucho odbija się w uszach. Wiem, że mój słuch wyostrzył się z nerwów, ale słyszę nawet własny oddech i bicie serca.
                Nazywam się Carmrue Everdeen, mam siedemnaście lat. Pochodzę z Dwunastego dystryktu. Była przetrzymywana w Kapitolu. Uciekłam.  Teoretycznie nie żyję.
Znów powtarzam w myślach to samo. To gra. To metoda na uspokojenie. To wszystko, co o sobie wiem.
                Mocny podmuch wiatru porywa moje włosy i szamocze nimi na boki. Jest już ciemno i zimno, czuję jak moje policzki czerwienią się na chłodzie, jak moje ciało przeszywa dreszcz. Z rąk chłopaka podmuch porywa biały zwitek, który szybuje gdzieś w las aby opaść. Mój rysunek. Ale Mackin zdaje się nie zwracać na to uwagi. Wciąż siedzi tak samo, lekko zgarbiony, ze spuszczoną w dół jedną nogą i wpatruje się intensywnym spojrzeniem w moją twarz.
- Czemu nie chcesz nic powiedzieć? – jego głos jest zimny i ostry. Wdziera się we mnie szybciej i z większym impetem niż ostrze sztyletu.                Odrzucam głowę w tył.
- Bo nie chcę, żeby ktokolwiek to słyszał. To nie jest coś, o czym chce się mówić.
- Każdy, ma jakieś dobre wspomnienia - jego głos łagodnieje, oczy przestają na mnie patrzeć. Mój towarzysz siada obok mnie i wpatruje się w niebo. Specjalnie, nie patrzy w moją stronę. Jakby chciał wytworzyć u mnie złudzenie samotności.
Kręcę głową.
- Nie. Niektórzy w ogóle nie mają wspomnień -  Odwracam głowę i wpatruję się w ciemną plamę, która powinna być jego twarzą.  - Nie poznasz mnie, dopóki sama się nie poznam. A człowiek, który nic o sobie nie wie, nigdy się nie pozna. Więc ty też nigdy tego nie zrobisz. 
Zsówam się ze skalnej półki, niżej, ale zatrzymuje mnie głos chłopaka.
- Tyle, że już cię znam Carmel. Znam cię, nie twoją przeszłość. Ale wiem, jaka jesteś i jak się zachowujesz. Nie wiem tylko jednego. Dlaczego znalazłaś się tak daleko od domu.
Przez kilka sekund milczę i mam wrażenie, że Mackin sądzi, że już mnie tu nie ma. A potem się odzywam.
- To, we wszystkim tym, co wiem i czego nie wiem, jest dla mnie największą tajemnicą.
                Chłopak więcej mnie o nic nie pyta. Ale efektem jego pytań jest to, że zaczynam szukać odpowiedzi.
                W końcu nadchodzi jesień. Liście spadają z drzew, kryjówki przestają być udane. Cpraz rzadziej idziemy polować, co raz częściej idziemy do lasu tylko po to, żeby nie siedzieć w domu. W końcu zaczynam pomagać Mahrze, przejmuję część jej obowiązków, odciążam i ją i Jay, która chodzi do szkoły. Mackin wciąż nie dostał odpowiedzi na pytania, które mi zadał, chociaż wiem, że jest ciekaw. Ja nadal nie wiem, co było powodem porzucenia szkoły. Mahra mówi, że pewnego dnia po prostu nie zastała go w łóżku, gdy poszła go obudzić.
                Pewnego dnia, gdy się budzę po prostu zdaję sobie sprawę z faktu, że początkiem moich wspomnień nie jest łąka, an której znalazł mnie Haymitch, lecz niebiesko włosy mężczyzna, z całą pewnością kapitolińczyk, z implantami wszczepionymi w miejscu brwi, w białym fartuchu.
                Tego samego dnia, w nocy, gdy siedzę na schodach na ganku, owinięta w stary sweter, który odstąpiła mi Mahra, Mackin staje przede mną i wręcza mi kupek z gorącym naparem z jakichś ziół. A potem siada obok, bardzo blisko, i zaczyna mówić. Opowiada mi całą swoją historię szeptem, a ja zastanawiam się, co się stało z tym chłopakiem, o którym słucham, bo to nie jest ten sam, z którym poluję.  A gdy kończy opowiadać po prostu wstaje i znika. I dopiero wtedy zdaję sobie sprawę z jakiejś pustki obok.
                Strumień wzdłuż którego idziemy ciągnie się przez cały Drugi Dystrykt. Zaczyna się głęboko w lesie, na pograniczu Dystryktów. Dlatego Mackin prowadzi mnie przez las przez dwa kolejne dni, nie odzywając się w tym czasie ani słowem. Od nocy, w którą przyszedł do mnie na ganek, traktował mnie jak nieistotny, wręcz niepotrzebny przedmiot, który zdecydowanie mu przeszkadza, gdy znajduje się zbyt blisko. Więc w końcu postanawiam się odezwać. Siedzimy właśnie na szczycie nie dużego wodospadu, będącego źródłem rzeki. Chłopak nie patrzy nawet na mnie, tylko tak jak zawsze kroi jabłko, by podać mi połówkę. Przyjmuję jedzenie i siadam obok niego spuszczając bose stopy prosto do chłodnego strumienia krystalicznej wody wytryskującej z nie dużej ściany białej skały.
                - Tak naprawdę mam na imię Carmrue - mój głos jest zagłuszany przez szum wody, ale Mackin reaguje na niego momentalnie więc nie przestaję mówić. - Mam siedemnaście lat, trzy lata temu porwano mnie do Kapitolu. Nie wiem po co, wiem tylko tyle, że w efekcie straciłam pamięć. Nie pamiętam właściwie niczego co było wcześniej, poza dwiema rzeczami. Gończych os wylatujących z pudełka. I mojej mamy siedzącej na ziemi w otoczeniu zdjęć - podnoszę wzrok, ze swoich dłoni, które nerwowo zaplata na twarz chłopaka, ukrytą w półcieniu rzuconym przez zachodzące słońce. Patrzy na mnie uważnie, a szare oczy błyszczą ciemnymi promieniami Słońca.
- Ten rysunek, który widziałem? - brwi Mackina unoszą się wysoko.  Kiwam głową. - Często wracasz do tego wspomnienia - zauważa chłopak. Teraz to ja unoszę brwi do góry i wpatruję się w niego bez zrozumienia. - Masz mnóstwo takich samych malunków.
Przymykam oczy i wolno kiwam mu głową na znak zgody.
- W tym wspomnieniu moja mama jest taka… ludzka. Po powrocie mnie nie poznała - uśmiecham się smutno. - I nawet nie próbowała tego zrobić. Nie szukała we mnie swojej córki.  Miałam blizny, zmienił mi się kolor oczu - te słowa smakują. Są gorzkie, mam wrażenie, że nie mogę ich wypluć.  - I nie byłam już sobą. Tamta ja umarłam. Przez pomyłkę- odwracam wzrok i przez kilka sekund patrzę na horyzont, aż do momentu, w którym słońce zupełnie znika z widnokręgu. - Teraz wiesz coś o mnie, czy czujesz się z tego powodu lepiej?- rzucam szeptem i przeszywam go spojrzeniem.
                Mackin nachyla się nade mną, blisko, zdecydowanie zbyt blisko. I patrzy mi w oczy. A we mnie uderza to samo, co uderzyło we mnie na początku. Jest przystojny. Bardzo przystojny.
- Lepiej - powietrze uciekające z jego ust gdy mówi owiewa moją twarz, sprawiając, że spinam się i zakleszczam. - O ile dasz się poznasz, Carmel.
Kręcę głową.
- Więc czemu mi to powiedziałaś? - pyta, nie odsuwając się ode mnie nawet na centymetr.
Odpowiedź pada z moich ust, nim zdążę nad nią pomyśleć.

                - Przypominasz mi ją. 


Przepraszam, za opóźnienie. Jedyne wytłumaczenie: miałam odznakę jeździecką. Dzisiaj.Musiałam się d niej uczyć.  Dlatego też dzisiaj dostajecie rozdział.

6 komentarzy:

  1. Podoba mi się. Trochę mnie irytuje Carmel, bo się nad sobą strasznie użala. Parę literówek i błędów zrobiłaś, ale i tak super jest C:

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, ja już się pogubiłam. Muszę sobie zrobić oś czasu i zaznaczać na niej wydarzenia omówione w każdym rozdziale, bo przy dwudziestym już na pewno stracę głowę >_>
    Super jest :3
    Arte'
    http://www.pozeracz-ksiazek-zuzywacz-atramentu.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie ^_^ Z resztą, jak zawsze, końcówkę czytałam parę razy
    W końcu coś o sobie powiedziała, ten fragment z matką świetnie Ci wyszedł
    Mam nadzieję, że kolejny rozdział będzie troszkę dłuższy ;>
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział, końcówka rzeczywiście wyszła świetnie :).
    czekam na ciąg dalszy.
    pozdrawiam i życzę weny :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Noe bardzo rozumiem. Przecierz Katniss miala tylko 2 dzieci.
    Ale ogólnie caalkiem spoko. Jest troche bledow.
    Pozdrawiam
    ~Zuza

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetne! Cudnie piszesz i mam nadzieję, że nie zawiesiłaś tego bloga!
    Życzę jak największej ilości weny!

    OdpowiedzUsuń