17 lipca 2013

(11.) Iskra


                - Czemu? - patrzy mi głęboko w oczy, a ja nie potrafię odwrócić wzroku.
Wzruszam ramionami.
- Gdybym wiedziała, nie musiałabym odpowiadać ci na to pytanie – chłopak marszczy brwi, a ja wstaję z ziemi, staję na krawędzi wodospadu i patrzę na pieniącą się na dole wodę. Zamykam oczy, rozkładam ręce na boki i wystawiam twarz w kierunku lekkiego słońca. Czuje jak promienie przebiegają po policzkach, wiem, że pojawiają się na nich piegi. Luźny sweter  zostaje porwany w tył przez lekki wiatr, i trzepocze za mną jak skrzydła. Mam ochotę skoczyć w dół, zapikować jak orzeł na polowaniu i wpaść do zimnej wody. Moje stopy stoją na samej krawędzi, starczyłoby pochylić się do przodu.
                Ręce Mackina łapią mnie w tali i ciągną w tył, sprawiając, że z moich ust wyrywa się głuche jęknięcie, spowodowane zapewne okropnym bólem zmiażdżonych żeber, które odbija się echem od skał i niknie w gęstwinie lasu. Opadamy na kamienie, łokieć Mackina leży pod moimi plecami, wbijając mi się w kręgosłup. Odrzucam do tyłu włosy, które usypały się z niedbałego koka i siadam patrząc w horyzont. Mackin siada obok mnie, stykamy się ramionami. Przez kilka chwil myśliwy patrzy na horyzont, a potem jego wzrok przenosi się na mnie. Widzę jak stalowe tęczówki patrzą na mnie z uwagą, ale jest w nich coś jeszcze. Czego nie umiem rozpoznać. Czego wcześniej tam nie było. A potem odwraca głowę w drugą stronę, zagryza wargi w wąską linię i w końcu pyta:
- Chciałaś skoczyć?
Ręce głową, a ironiczny uśmiech wpływa na blade usta.
- Chciałam lecieć – dla niego to awykonalne i bzdurne. Ale ja wciąż widzę jakiś sens w pikowaniu jak orzeł. 
- Jesteś mądra Carmel. Wiesz, że to nie ma sensu, prawda? – pyta nagle, sporo czasu później, gdy leżę obok niego na zimnych skałach w ciepłą jesienną noc, otulona kocami, tak blisko niego, na ile mi pozwala.  
- Co? - pytam, właściwie niesłyszalnie, żaden dźwięk nie ucieka z moich ust.
- To – pada odpowiedź z jego ust i czuję, jak jego oddech owiewa moją szyję skrytą pod kołnierzem ciepłego swetra. A potem ciepłe, szorstkie usta całują moje zsiniałe wargi nim zdążę zaprotestować.  Zmarznięte dłonie lądują na jego zimnych policzkach. To nie ma sensu. Ale dotrze to d o nas później. Mackinie Hawthorne, kim do cholery się stałeś?
                Chwila, w której zmęczona i obolała przekraczam próg kuchni, w której Mahra szykuje obiad, jest chwilą w której dociera do mnie paradoksalność i głupota naszego zachowania. Ale kobieta obrzuca mnie tylko jednym uważnym spojrzeniem i uśmiecha się ciepło widząc, łuk i kołczan pełen drewnianych strzał leżące na podłodze kuchni, tuż obok mnie, opierającej się o  ścianę.
Znów powracam do monotonnego życia. Znów Mackin traktuje mnie, jak coś,  do czego nie wolno mu się zbliżać. Ja znów pomagam Mahrze w kuchni, ale tym razem jest to powodowane moim egoizmem i służy zapełnieniu moich myśli czymkolwiek innym niż jej syn.  Młody mężczyzna coraz rzadziej pojawia się w domu, a ja zastępuję Mahrę i nocami przesiaduję w kuchni, na blacie przy oknie, owinięta w ciepły sweter z gorącym naparem z ziół i czekam, aż jego ciemna sylwetka pojawi się na horyzoncie. Wtedy idę spać.
                Uczę się gotować, robić pranie, sprzątać, oprawiać wszystko to, co Mackinowi jakimś cudem uda się upolować. Przestaję za to wstawać rano, nie mam już nawet nadziei, że chłopak pozwoli mi ze sobą iść. Po części przestaję być sobą, i chociaż gdzieś głęboko mi to przeszkadza, to wmawiam samej sobie, że w ten sposób chociaż po trochu odkupię swoje winy. Gdy Joy wraca ze szkoły, siada z książkami w kuchni. Czasem czyta mi którąś na głos, czasem ja opowiadam jej o ziołach, roślinach i wszystkich tych osobach, które umieszczone były w rodzinnej księdze. Mackin również słucha tych opowieści, siadując na ganku przy wejściu i chociaż go słyszę nigdy nie daję tego po sobie poznać. Z czasem staję się to dla mnie codziennością i gdy Joy wraca ze szkoły na stole stoi już kubek z gorącym napojem. Mackin przestaje wychodzić na polowania gdy spada pierwszy śnieg.
                - Stałaś się kurą domową? - Mackin zjawia się obok mnie pewnego wieczora, który spędzam przy oknie w kuchni, staje  plecami do okien i opiera się o kuchenny blat.
- Nie. Robie, to co powinieneś. Pomagam twojej mamie - rzucam wściekła, bo mam świadomość tego, ze on doskonale wie, ze jest powodem tego co się ze mną dzieje.
Patrzę na niego uważnie. Widzę jak na jego twarz, oświetloną przez światło wiszącego na nieboskłonie księżyca w pełni, wpełza kpiący uśmiech. Zna mnie. Wzdycham ciężko i odwracam głowę w przeciwną stronę. Wówczas pochyla się nade mną, a jego szorstkie, poszarpane palce łapią mnie za podbródek i zwraca moją twarz z powrotem ku sobie. Patrzy mi prosto w oczy, jego twarz nagle znajduje się kilka centymetrów od mojej. I wtedy nie wytrzymuję. Moje dłonie łapią za jego policzki i przyciągają do siebie. Całuje moje wargi, łapie w pasie i przygniata do blatu. Ostra krawędź drewnianego stołu wbija mi się w plecy, ale przestaje mi to przeszkadzać, gdy dłoń bruneta przejeżdża po mojej szyi.
Winna.
                Budzę się wtulona w bok Mackina. Słońce wisi za oknem i łaskocze mnie w nos, sprawiając, że syczę niezadowolona i wciskam twarz mocniej pomiędzy obojczyk, a obejmujące mnie ramię i tym samym wywołuję lekki śmiech u chłopaka. 
- Chyba czas wstawać - słyszę, ale kręcę tylko głową. Wcale nie mam ochoty wstawać. Leżymy więc w idealnej ciszy, przerywanej tylko równym rytmicznym pulsem chłopaka. Jego palce bawią się zaiweszką z kosogłosem wiszącą na szyi.  - Mogę cię o coś spytać? -słyszę jak serce chłopaka przyspiesza, więc odwracam głowę i patrzę uważnie na jego twarz. - Czemu nie wróciłaś do Dwunastki?  
Wzruszam ramionami i przenszę wzrok na sufit.
- Co miałabym zrobić? Wrócić tam teraz, po tym jak zniknęłam na pół roku. To dużo. Nawet jak na mnie. Moja matka i tak nie uznaje mnie za swoją córkę.  Ktokolwiek o niej mówi, mówi też o dwójce jej dzieci - rzucam akcentując wyraźnie koniec zdania.  - Finnick i Rose. Idealne dzieci, idealna rodzina. Po co jej ja? - znów patrzę na Mackina. Wzrusza ramionami.
- Jesteś jej córką.
                Stoję przed lustrem i zapinam jedną z koszul Mackina, które noszę codziennie. Chłopak pojawia się za mną na chwilę i widzę jak się uśmiecha obserwując jak starannie usiłuję się nie pomylić i zapiąć guziki równo. Zawiązuję włosy w kok i schodzę po skrzeczących schodach do kuchni. Kroję kawałek sera i odkładam nóż na stół, bo wiem, że Mackin zejdzie za chwilę. I wtedy czuję, jak jego ręce rozplątują mojego koka, a usta całują w policzek.
- Tak lepiej - rzuca, ucina kawałek sera i łapie kromkę czerstwego chleba po czym znika z kuchni, zostawiając mnie opartą o stół  patrzącą w ślad za nim, z karmelowymi włosami opadającymi na twarz i ramiona po prawej stronie głowy.
                Gale wraca do domu wraz z pierwszymi mrozami. Mahra zajmuje się praniem i przygotowywaniem zapraw na sprzedaż, a ja przestaję być potrzebna w kuchni. Całe dnie spędzam więc z Mackinem lub Joy na studiowaniu książek z kolejnych lat, które dziewczyna pożycza dla mnie od dzieci w młodszych klas. Aż w końcu kończę lekturę podręczników i zabieram się za  zapomniane książki, które znajduje na półkach starych regałów. W jednej z nich za okładką znajduję rysunek, przedstawiający młodą dziewczynę. Ma długie włosy zaplecione w warkocz, dość ostre rysy, a oczy, chociaż naszkicowane jedynie ołówkiem czy węglem, skrzą się buntem. Z drugiej strony widnieje jedno słowo. Iskra. Dopiero kilka dni później dociera do mnie,  że w oczach dziewczyny tańczą płomienie. I wtedy już wiem kogo przedstawia szkic.
                Dziewczyna, która igra z ogniem.
Katniss Everdeen.
                Dziewczyna która igra z ogniem.

Ale nie kosogłos. 


Tak bardzo przepraszam. Nie ma nawet sensu sie tłumaczyć. Przypomnę tylko o Victory Fighter, które pisze, a na któe zagląda niestety mało osób i zaporsze na Cyrk Motyli, które dopiero zaczynam pisać. Pojawiać sie tam będą opowiadania jednoczęściowe i jedno długie. Zapraszam. 

6 komentarzy:

  1. Czy ty sobie zdajesz sprawę jak ty świetnie piszesz?
    (^_^) z niecierpliwością czekam na next
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Alicją w Krainie Czarów. Piszesz coraz lepiej. Postacie są coraz lepsze no i mniej wkurzające, a bardziej ludzkie. Bardzo mi się podoba. Dużo tajemnic. Czekam na cd!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już nawet przestała liczyć ile razy napisałam Ci, że pięknie piszesz, jaki rozdział nie wyszedł by z pod twojej ręki jest lepszy od poprzedniego, chociaż za każdym razem myślę (o zgrozo) że lepszy już być nie może, ale cóż jak ktoś ma talent to po prostu tworzy cudo :) Czekam na dalszy ciąg i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ta historia mi przelatuje tak szybko.
    Za szybko, ajjajaj. Śliczne.
    Pozdrawiam Mel.

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudoooo!!!!
    Dawaj dalej!!!!
    Jestem taaaaka ciekawa....
    Buziaczki
    ~Zuza

    OdpowiedzUsuń
  6. "- Chciałaś skoczyć?
    Ręce głową, a ironiczny uśmiech wpływa na blade usta.
    - Chciałam lecieć" ♥
    wybacz, że dopiero teraz komentuję, ale byłam na wyjeździe xp
    Rozdział świetny, końcówka cudowna, pisałam już, że jesteś genialna?
    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy
    Weny! :D

    OdpowiedzUsuń