20 stycznia 2013

( 5.) Chcę w końcu wiedzieć wszystko. Chociaż raz powiedz prawdę.






                Matka spojrzała mi w oczy, jakby ze smutkiem. Kilkakrotnie otworzyła usta, ale nie wiedziała co odpowiedzieć. Stała więc w miejscu, z jedną ręką wyciągniętą do przodu, ugiętą w łokciu i uniesioną na wysokość ust.
Jej oczy powoli wędrowały po mojej twarzy, usta krzywiły się jakby w grymasie bólu.
- Kto to ? – zapytałam, zaciskając wargi.
W odpowiedzi pokręciła głową, spuściła wzrok na ziemię i pozwoliła włosom opaść na twarz.
- Nie ważne – miała tak słaby głos…
- Ważne – a ja byłam tak uparta.
- Rue, proszę…
- Nie. Chcę wiedzieć. Chcę w końcu wiedzieć wszystko. Chociaż raz powiedz prawdę.
Miałam rozbiegany wzrok, nie byłam w stanie skupić spojrzenia na jednym punkcie. Dłoń zacisnęłam na starej fotografii młodego mężczyzny.
Miał ciemne włosy i szare oczy. Oliwkowa karnacja na spłowiałym zdjęciu bardziej przypominała barwę piasku. Twarz była brudna od sadzy, tak samo jak koszula. Na zdjęciu stał w tłumi,e patrzył się w bok, w piękną młodą dziewczynę, również ciemnowłosą i szarooką. Dziewczyna również wyblakła. Ubrana w za dużą myśliwską kurtkę jest znajoma.
Tak bardzo znajoma.
Rysy twarzy po latach wciąż zostały te same.
Jednak wówczas była w nich jakaś ostrość, której dziś już nie ma.  W szarych oczach widziałam błysk, na ustach półuśmiech.
- To Gale. Mój przyjaciel. Pochodził ze Złożyska.
Pokiwałam powoli głową.
- On był… Kimś więcej niż przyjacielem.
Zadławiłam się oddechem. Na takie wyznanie nie ma odpowiedzi.
                Podrywam się z poduszek i patrzę w ścianę. Ciężko oddycham, serce wali mi w piersi jak oszalałe. Wyciągam ręce do przodu i przypatruję się im, szukając blizn, jest jednak zbyt ciemno, abym mogła coś zobaczyć.
Nagle w pokoju robi się jasno. Słyszę czyjeś kroki, jednak jestem zbyt otępiała by zareagować,  głuchy pisk rozsadza mi bębenki, tępy ból pulsuje w mojej głowie. Czyjeś ręce obejmują mnie za ramiona i ciągną w tył. Kładą z powrotem na podsuszce, nakrywają zmarznięte ciało kołdrą. Lampa gaśnie. Światło jeszcze przez kilka chwil odbija się w moich oczach a potem zapada idealna ciemność.
                Gdy znów unoszę powieki nie ma już tępego bólu. Oczy mnie szczypią, całe ciało boli, ale zmuszam się, aby podnieść się z łóżka. Stawiam bose stopy na drewnianej podłodze. Czuje jej zimno i chropowatą fakturę na ciele. Stąpam na palcach, uważnie przyglądając się deską, aby żadna z nich nie wydała z siebie najmniejszego skrzypnięcia.
Nie wiem czego się boję. Może niczego. Zapewne to raczej przyzwyczajenie.
                Wychodzę na korytarz i zauważam lustro. Przez chwile przyglądam się dziewczynie, która się w nim odbija i dopiero po chwili uzmysławiam sobie, że to ja. Dociera do mnie, jak bardzo się zmieniłam, odkąd ostatnio się widziałam.
Wyciągam dłoń do góry i przejeżdżam palcem po bliźnie, która pojawiła się nad moją brwią. Spoglądam na mocne piegi rozsypane po mojej twarzy, na karmelowe włosy, które spłowiały od godzin na słońcu.
Dotykam rozcięcia nad górną wargą i przyglądam się dużemu siniakowi, który pojawił się na moim policzku.
                - Wstałaś - podskakuję a dźwięk miękkiego kobiecego głosu. - Powinnaś leżeć.
Odwracam się gwałtownie i przyglądam stojącej naprzeciwko mnie kobiecie.
Ma długie, czarne włosy i ciemną karnację. Pociągła twarz wydaje się przyjazna, ale widać, że kobieta nie jest już młoda. Lustruje mnie uważnie, i po chwili jej pełne wargi wyginają się w lekkim uśmiechu.
- Jesteś bardzo ładna. Już rozumiem czemu syn cię tu przyniósł .
Mrużę oczy i patrzę na nią w kategorii zwierzyny na którą poluję.
- Przyniósł cię tu dwa dni temu w środku nocy. Miałaś dreszcze i zimne poty. Jestem pielęgniarką, wiedziałam więc się tobą zajęłam. Ale nadal nie powinnaś się męczyć.
Uśmiecha się do mnie ciepło, odwraca się i zaczyna schodzić po skrzypiących schodach.
- Jestem Mahra - brązowe oczy są prawie czarne, ale nie wydają się straszne. 
                Dostaję ciepły rosół i zakaz wstawania z łóżka. Gdy śpię ktoś przynosi mi jakąś męską koszulę, więc idę do łazienki obok pokoju, szoruję się dokładnie i ubieram w świeże ubranie. Staję przed lustrem w łazience i przyglądam się przez chwilę dokładnie własnemu odbiciu. Jestem wyższa niż byłam, mam dłuższe i spłowiałe włosy i więcej blizn. Jedna nad brwią, jedna na obojczyku, jedna na nadgarstku. Dwie blizny na dłoniach pochodzą z dzieciństwa. Jedna to pamiątka po ataku os gończych. Historii drugiej nie pamiętam ani ja, ani mama. Blizna po prostu pewnego dnia pojawiła się na mojej dłoni. I już została.
                Przez kilka kolejnych dni siedzę w pokoju i na przemian jem i śpię. Wspomnienie, które mi się śniło, już nie wraca, ale zastanawia mnie, czemu w ogóle mi się przypomniało.
 Któregoś dnia gdy śpię, ktoś przynosi mi książki, kartki i kilka piór. Coraz mniej śpię, więc zaczynam czytać. Sięgam po pióro i kartki. Zaczynam rysować.
                - Ładnie malujesz - wychodzę z łazienki i nie jestem gotowa się bronić.
Dopiero po chwili dociera do mnie bezsensowność mojej reakcji.
-Przyniosłam ci ubrania - brązowe oczy spoglądają na mnie ciekawsko.  -  Brata. Moje pewnie byłyby za małe - przygląda mi się uważnie tak samo jak ja jej.
Długie włosy w kolorze mlecznej czekolady opadają na ramiona. Oczy są ciemne, prawie czarne, otoczone gęstymi rzęsami. Uśmiecha się delikatnie. Jest ładna.
                - Trochę duża - uśmiecha się gdy wychodzę z łazienki w koszuli jej brata, ale ja tylko wzruszam ramionami. - Mama dała mi przed chwilą twoje spodnie, jeżeli chcesz… - nie kończy zdania, bo odbieram jej ubranie i wciągam na siebie. Wygrzebuję z torby zapasową parę skarpet i wciągam na stopy.  Następnie staję przed lustrem i wkładam koszulę za pasek. Odgarniam jeszcze wilgotne włosy na bok i zaczynam je zaplatać w warkocz.
                Schodzę za dziewczyną po schodach, które skrzypią z każdym moim stąpnięciem. Krzywię się przy każdym kroku, aż w końcu docieramy do pokoju w którym stoi stary drewniany stół.
- Witaj - kobieta uśmiecha się do mnie ciepło, a mężczyzna obraca ku mnie i przez chwilę spogląda spod przymrużonych oczu.
Znajomy gest. Znajome rysy.
- Dystrykt Dwunasty - jeden kącik ust unosi mu się w górę, jakby kpiąco.  - Nie chciałaś pomocy, a i tak była ci potrzebna.
To nie ze stacji go znam.
- Przypominasz mi kogoś.
Jakby… zamazane wspomnienie.
- Gale - wyciąga dłoń w moim kierunku.
Otwieram szeroko oczy, zdumiona. Już wiem, czemu wydawał się znajomy. Już wiem, czemu w jego oczach było zrozumienie.
                 - Carmel - nie podaję dłoni.
Zdjęcie, które znalazłam w wieku trzynastu lat i historia, którą opowiedziała mi matka wciąż są zbyt świeżymi ranami. 

4 komentarze:

  1. Początku nie ogarnęłam, dopiero pod koniec chyba zrozumiałam. ^^ ale wcale się sobie nie dziwię, jakoś ostatnio trudno mi idzie z rozumieniem, chociaż nie pamiętam bym się gdzieś o coś walnęła o.O
    Gale? To miała hmm... no szczęście może nie, może co za traf, że go spotkała. Powie mu, że jest córką Katniss?
    Jak było w książce, tak jest i tu, Katniss jest chyba taką postacią, że gdzie się nie pojawi to i tak mnie irytuje. Nie wiem, chyba jakieś uczulenie na nią mam. Taka jest tutaj... no ja wiem, straciła Gale'a i w ogóle, ale mogłaby się już w końcu ogarnąć, ma Peetę, dzieci.
    Poczekam na rozdział szósty, bo nie mam pojęcia, co nim może być.
    Pozdrawiam!

    ps. mogłabyś usunąć weryfikację obrazkową?

    OdpowiedzUsuń
  2. podpisuję się pod prośbą Lysithea(jak to się odmienia?!)
    Ja kocham Gala całym sercem, więc uważam, że Katniss zasłużyła na te łzy i w ogóle. Bardzo mi się podoba ogólnie i prawie błędów nie ma. Wreszcie coś się dzieje!
    Czekam na CD :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział mi się naprawdę podoba, ale już nie mogę się doczekać kolejnego. Mam nadzieję, że pojawi się szybko :)
    Co prawda na początku nie za bardzo ogarniałam o co chodzi, ale od połowy już poukładało mi się wszytko :)
    Super, pisz dalej :** Czekamy :***
    Całuski :***

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej,jej,jej,jej,jej. Chyba zacznę skakać po pokoju,
    g e n i a l n e <3
    Ale mam taką samolubną myśl- Gale nie może mieć żony, biedna Katniss ;c
    oddaje ci pokłon geniuszu.

    OdpowiedzUsuń