4 stycznia 2013

(4.) Niewidzialne liny zaciskają się z każdą sekundą coraz bardziej...


          


               Słońce jest jeszcze nisko nad horyzontem, ale dobiegają mnie jakieś głosy. Są z każdą chwilą coraz wyraźniejsze, co oznacza, że do kogokolwiek one należą, to ich właściciele są coraz bliżej mnie.  Powoli zsuwam się ze skalnej półki i kryję za drzewem.
 Chowam się pod dachem, który utworzyły korzenie ogromnego drzewa i obserwuję młodego chłopaka, który wspina się na półkę. Za nim wspina się mężczyzna. Nie wydaje się szczególnie młody, ale nie jest też stary.
Młodszy z  nich staje na skraju półki i wdrapuje się wyżej na szczyt skały. Starszy natomiast przygląda się uważnie skalnej półce.
- Ktoś tu był - słyszę jego krzyk.
Nie ma w tym głosie paniki. Po prostu informuje drugiego. Czuję ulgę, bo to znaczy, że nie będą mnie szukać.
- Jak na górze? - pyta po chwili wdrapując się na wyższą półkę w skale.
Chłopak na szczycie coś odpowiada, ale nie rozumiem co. Widzę tylko jak mężczyzna energicznie kiwa głową i schodzi na dół. Z ziemi podnosi siekierkę i rusza w głąb lasu. Młodszy natomiast ześlizguję się na półkę na której spałam i rozkłada tam jakieś rzeczy. Jest zbyt daleko abym zobaczyła co to, ale po zapachu, który do mnie dociera zgaduje że to jedzenie.
                Burczy mi  w brzuchu. Nie mam już nic, a dopóki mężczyźni sobie nie pójdą nie odważę się wyjść żeby czegoś poszukać czy zapolować.
Leżę więc w dziurze z wszystkich stron osłonięta korzeniami drzewa. Jest tylko jedno nie duże wejście.  Ktoś trochę szerszej ode mnie budowy już by się tu raczej nie zmieścił.
Nie mam co robić więc zaczynam przeglądać plecak. Nie wydaje mi się jednak, abym mogła znaleźć w nim coś pożytecznego. 
Pusta menaszka na wodę. Kilka bandaży i maść gojąca rany. Liście na ugryzienia gończych os.  Ciepła koszula. Zapasowe skarpety. Tępy nóź.  Łuk i strzały które schowałam na podróż.
Wpycham wszystko z powrotem do plecaka i rzucam go pod nogi. Opieram o niego stopę i czuję jak coś szeleści pod wpływem nacisku.
Łapię plecak i otwieram jedną, jedyną zewnętrzną kieszeń.
Biorę do ręki zwitek zmiętego trochę papieru i odginam go.
Kartka pokryta malunkami.  Dzieciaki goniące się po Łące w Dwunastce. Mama siedząca nad jeziorem i płacząca nad fotografią. Babcia przy kominku z albumem. Ja, kiedy śpię.
Zamykam oczy.
Mama rozpacza na zdjęciem Gale'a. Babcia nad losem Prim. Ojciec nad swoją przeszłością. Ja nad swoimi wspomnieniami.  Mnę kartkę zaciskając pięść i zamykam oczy. Oddycham ciężko. Przez chwile zastanawiam się po co uciekałam z Dwunastego dystryktu. Dokąd chciałam trafić.  Ale nie znam odpowiedzi na pytania, które sama sobie zadaje. Wiem tylko tyle, że musiałam wyjechać z Dwunastki. Być może tylko po to, aby przekonać się, że to tam jest moje miejsce, a może z jeszcze innego powodu. Nie wiem. Ale po prostu musiałam…


                Wychylam się lekko spomiędzy korzeni i rozglądam wokoło. Nie widzę nikogo, nikogo tez nie słyszę.  Jedynie kosogłos siedzi na gałęzi znów śpiewając cztery nuty.
Wyrzucam plecak przez dziurę i łapię się korzeni żeby wciągnąć się na górę. Jednocześnie słyszę trzask gałązki pod czyjąś stopą. Bardzo blisko.
Rozglądam się dookoła i łapiąc plecak zsuwam z powrotem do dziury. Opadam na kolano, ale powstrzymuję syk. Wstrzymuję oddech i patrzę w górę starając się dostrzec coś miedzy gęstym splotem korzeni. Powoli zabieram plecak i przekładam go jak najbardziej w głąb. Sama też nieznacznie cofam się od wejścia sięgając jednocześnie po wetknięty za pasek ostry nóż.
                Przygryzam wargę patrząc cień przesuwa się po korzeniach nad moją głową. W końcu postać przystaje na chwilę i nachyla się nad wejściem. Rozgląda się wokoło poczym odwraca się na pięcie i odchodzi. Wyrywa mi się ciche westchnięcie.
Moje serce staje w tym samym momencie w który postać się zatrzymuje i zdaje się nasłuchiwać. Zaciskam powieki i trwam w idealnym bezruchu. Cień jest bezpośrednio nade mną.  Ale już po chwili idzie dalej.
Będę musiała uciekać.
                Las tonie w pomarańczy gdy postanawiam wyjść.  Mój żołądek wariuje ma samą myśl o jedzeniu. Nie miałam w ustach nic od mniej więcej doby.  Łapię się mocno  dwóch mnie poplątanych korzeni i podciągam  w górę. Prostuję się i łapię drzewa przyzwyczajając zmęczone nogi  z powrotem do prostej pozycji. Ktoś wpada na mnie i wywraca. Lecę do tyłu i uderzam o plecionkę korzeni. Siła uderzenia i przygniatająca mnie postać doszczętnie pozbawiają mnie oddechu.  Duża dłoń zasłania mi usta po czym łapie mnie w pasie i wciąga z powrotem do dziury. Znów upadam na plecy, i znów zostaję pozbawiona powietrza. Gdy w końcu udaje mi się złapać oddech chcę krzyczeć, jednak czyjaś ręka cały ten czas zasłania mi usta.  Ciemna postać ciągnie mnie w głąb kuca i zabiera dłoń od moich ust jednocześnie nakazując być cicho. Kiwam powoli głową i zasłaniam usta dłonią gdy jakiś cień stąpa po plecionce korzeni.
                - Co robisz w lesie ? - szept przerywa idealną ciszę panującą w dziurze.
Przez chwilę uważnie przyglądam się swojemu towarzyszowi, lecz stwierdzam że nie ma to sensu. Jest zbyt ciemno, abym była w stanie cokolwiek zobaczyć.
- Aktualnie? Siedzę w dziurze z jakimś nieznajomym i nie wiem czego się spodziewać, bo może on się okazać mordercą psychopatą godnym Głodowych Igrzysk - prycham jednak widzę jak sylwetka mojego towarzysza się spina gdy wymawiam nazwę śmiertelnej gry z czasów totalitarnego Panem.
- Nie mów o czymś o czym nie masz pojęcia - poucza mnie głos z ciemności, a ja poznaję , że jest to młody mężczyzna.
Przewracam oczami zastanawiając się jak dużą wiedzę na ten temat może mieć mój rozmówca.
                Zarzucam dłonie na kark i kilkakrotnie uderzam o siebie łokciami.
Czuję się niezręcznie, chciałabym uciec, ale nie mogę. Zawsze uciekałam właśnie do lasu,  bo po prostu nie lubiłam towarzystwa ludzi. Wolałam cisze, spokój, być może nawet monotonie.  A teraz czuję się jakby ta postać, której imienia nawet nie znam więziła mnie wzrokiem, który tak uważnie mnie lustrował.
Przychodzi mi na myśl jedno ze wspomnień z dzieciństwa. Wspomnienie niezwykle silne. Miałam wtedy jedenaście lat. Ci, którzy chcieli jeszcze jednych igrzysk, tym razem z udziałem dzieci kapitolińczyków ,wciąż szukali sposobu aby zemścić się na mojej mamie.  Przyszła paczka z Kapitolu.
Osy do mnie nie lgnęły. Użądliło mnie tylko kilka. Ale musiały mieć niezwykle silny jad, bo nawet tak niewielka dawka wywołała niezwykle silne i realistyczne halucynacje.
                Leżałam na ziemi, na trawie. Wszędzie wokół śpiewały kosogłosy. Każdy z nich śpiewał kołysankę Rue. Wszystkie głosem mamy. Widziałam tatę, który zaciskał białe dłonie na oparciu krzesła, jak krzyczał z wściekłości. W końcu rzucił się na mamę. Złapał ja za gardło zaczął potrząsać. I nagle nasz dom zmienił się w sterylne, białe korytarze trzynastego dystryktu. Moja halucynacja przekształciła się w jedno ze wspomnień Haymitcha jakim się ze mną podzielił pod wpływem rumu. Chciałam się zerwać, pomóc mamie. Ale jakieś niewidzialne więzy mnie trzymały i wrzynały mi się coraz bardziej w skórę z każdym wykrzyczanym w ich kierunku słowem, z każdym szarpnięciem.
                Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że niewidzialne liny, którymi krępuje mnie uważny wzrok chłopaka zacieśniają się z każdym oddechem.
Hausty powietrza wnikają do moich płuc coraz gwałtowniej, świat kręci się coraz szybciej. Szare oczy  otwierają się coraz bardziej, a jakiś głos coś mówi.
Jest ciemno i zimno. Łzy płyną po moich policzkach a silny dreszcz przeszywa całe moje ciało…

7 komentarzy:

  1. Yyy... Tylko ja mam wrażenie, że ten gość to Gale? :3
    Jesteś geniuszem ^_^ Czekam na CD. :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahah, albo dziecko Gale'a ;d
    Naprawdę ciekawe, chodź kontynuacja igrzysk. Już ci mówiłam co o tym sądzę. Ale naprawdę ta część BOSKA : ) Ojej, no nie wiem co powiedzieć :'(
    Może pisz dalej to się rozpisze?
    Mel:3

    OdpowiedzUsuń
  3. UUUUUU fajne! Wreszcie się rozkręca i błędów prawie nie ma :) Wreszcie go poznała <3
    PS. Kocham tą piosenkę :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Przed chwilą przeczytałam wszystkie Twoje rozdziały i jestem pod ogromnym wrażeniem! Bardzo spodobała mi się ta historia i z pewnością będę tu zaglądać.
    Zapraszam do mnie na prolog:)
    w-pierscieniu-ognia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Momentami nie ogarniam. Szczerze mówiąc to nie bardzo rozumiem dlaczego ona uciekła z domu. Nie pałam sympatią do bohaterki. Może to przez to, że nie wiem o niej dużo? A szkoda, bo mogłabyś przemycić więcej jej przemyśleń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nie zauważyłam, że to już ostatni dodany rozdział. o.O Bo chciałam takie mini posumowanie pod najnowszym zrobić, a dopiero teraz zobaczyłam, że to ten. :D
      Hmm... nie wiem co napisać, tak naprawdę to niewiele wiem o tym jak w tym opowiadaniu wygląda świat. Kilka razy wspomniałaś o tym, że Carmrue wie więcej niż inne dzieci i nadal nie wiem dlaczego. Robią taką tajemnicę z tego co się stało? Mam nadzieję, że to się wyjaśni, bo jestem bardzo ciekawa. I czekam na następny rozdział! Dodaję do linków i obserwowanych. :)
      Pozdrawiam!
      ps. gdybym mogła o coś prosić, wyłączysz weryfikację obrazkową? męczy mnie ona niemiłosiernie. ^^

      Usuń
  6. Przeczytałam na razie tylko ten rozdział, ale od razu biorę się za czytanie 1. rozdziału, bo podoba mi się twój styl pisania, no i Igrzyska! Dodaję do obserwowanych. :3

    OdpowiedzUsuń